Ostrzeżenie
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 707.

I po mistrzostwach - kolejne podsumowanie startu na ME

Poniższy artykuł nie będzie typową oceną startu naszych podopiecznych w tegorocznych mistrzostwach Europy. Na prawdziwe podsumowanie naszych wysiłków przyjdzie czas po Mistrzostwach Świata w Benidorm. Po zawodach w Mariborze przyszedł za to czas na refleksję, przemyślenia i być może na dość zdecydowane przewartościowania w dotychczasowej rzeczywistości, dla których oczywiście muszę znaleźć sojuszników. Jeżeli organizacja pracy w reprezentacji, świadomość zawodników i trenerów nie ulegnie zmianie, to pozytywne symptomy w starcie naszych kadrowiczów podczas ostatnich mistrzostw mogą okazać się tylko chwilowe. Postawię retoryczne pytanie. Czy chcemy naprawdę być coraz lepsi czy tylko trwać i pozorować swój rozwój. Czy zawodnicy będą dalej trenować regularnie, nie tylko w doboku, nie tylko na sali i na macie. Zaczną trenować dla siebie, dla swoich kompetencji a nie tylko dla świętego spokoju bo na kadrze z ilości treningów ktoś nadgorliwy ich w końcu rozliczy. Już po wstępie widzicie, że mój artykuł będzie zupełnie inny niż poprzednie dotyczące mistrzostw. Nie jestem zainteresowany trwaniem na stanowisku trenera kadry przez najbliższe lata. Zdecydowałem się na objęcie tej funkcję tylko z przekonania, że uda mi się zatrzymać „trwanie" polskiego Taekwon-do. Brak regularności, brak systematyczności, brak konsekwencji to nie zagrożenie dla wyników kadry, to przede wszystkim zagrożenie dla całego Związku. Zawodnik najpierw zaczyna trenować nieregularnie, potem sporadycznie, potem okazjonalnie a następnie znika bezpowrotnie z sali. Dlaczego o tym piszę. Bo chciałbym spotkać na kolejnych zgrupowaniach zawodników tak przygotowanych jak w Zakopanem i nigdy więcej tak zapuszczonych jak w lutym w Spale.

Na początku jednak kilka słów o samych zawodach i zawodnikach. Doświadczenia jakie zebraliśmy podczas przygotowań i w trakcie samych mistrzostw są oczywiście dla mnie bezcenne. Doświadczenia z Pucharów Świata czy Europy nie mówiąc już o międzynarodowych mistrzostwach to zupełnie inna bajka podobnie jak oglądanie mistrzostw z trybun. Żaden zawodnik zabrany do Mariboru nie zawiódł. Kadrowicze do Zakopanego przyjechali przygotowani. Na zgrupowaniu pracowali na sto procent. Niektórzy przychodzili na salę kilkadziesiąt minut przed zajęciami aby dodatkowo korygować swoje umiejętności. Drużyny zaliczały dodatkowe wieczorne treningi. Na samych zawodach wszyscy wykazali maksimum zaangażowania. Bilans startu 9 seniorów to 3 złote, 2 srebrne i 2 brązowe medale. W poprzednich mistrzostwach 11 seniorów zgromadziło 1 złoty, 2 srebrne i 5 brązowych medali. W porównaniu z Bratysławą wywalczyliśmy tak upragnione trzy medale w tej najważniejszej konkurencji jaką są walki sportowe. To oczywiście był dla nas priorytet. Jednak z perspektywy dwóch tygodni bez wahania trzeba przyznać, że medalowo mogło być zdecydowanie lepiej. Poniekąd na własne życzenie straciliśmy medale w drużynowych technikach specjalnych i indywidualnych testach siły. Trochę więcej koncentracji wystarczyłoby do ich zdobycia. Liczę, że w Kijowie to się już nie powtórzy. Uciekły nam też medale w układach indywidualnych. Niestety patrząc na poziom rywalizacji obawiam się, że uciekły one bezpowrotnie i jedynym wyjątkiem będzie ponownie tylko medal Jarosława Suski. Jeżeli chodzi o walki to mamy w seniorach drużynę, która ma potencjał aby w każdej kategorii wywalczyć finał.

O Mateuszu nie będę się rozpisywał. Zwycięzców się nie ocenia. Wygrał, zdobył złoto, sprawił nie lada sensację a trenerom olbrzymią satysfakcję. Minione zawody na pewno udowodniły, że Maciek Żuk jest lepszym i wszechstronniejszym zawodnikiem od Gregi czy Hoonga, finalistów kategorii średniej. Wygrana w 1/16 4:0 z dwumetrowym Niemcem, brązowym medalistą z Nowej Zelandii zrobiła na wszystkich wrażenie. W drodze do półfinału nasz zawodnik odprawił jeszcze z kwitkiem Rosjanina. Maciek niepotrzebnie do walki o finał z Rudolfem Gregą aktualnym Mistrzem Świata podszedł ze zbyt dużą atencją. Pewnie już więcej tego błędu nigdy nie popełnimy. Uległ w najmniejszych z możliwych rozmiarach. Niedosyt jest tym większy, że z nie wiadomych powodów sędzia planszowy pod koniec pojedynku nie udzielił Słoweńcowi trzeciego upomnienia za wyjście z planszy co radykalnie zmieniłoby wynik walki. Bardzo szkoda wspomnianego półfinału z Gregą gdyż Maciek z Irlandczykiem Hongiem też byłby w stanie sobie poradzić ponieważ walczył z nim już dwukrotnie i dwukrotnie wygrywał. Gdyby Kamil Raczyński nie walczył walka po walce i gdyby nie chamskie zachowanie Ukraińca w dogrywce pewnie uporałby się z nim i zostałby Mistrzem Europy. Tylko Polak dwukrotnie remisował z aktualnym Mistrzem Świata z Semi Contactu. Z kolei inny wrocławianin Łukasz Sudak był jedynym zawodnikiem w kategorii ciężkiej, który mógł tego dnia pokonać Zemlica. Zabrakło tego co zwykle. Łukasz z trenerem klubowym muszą sobie odpowiedzieć na jedno pytanie. Czy brązowy medal wywalczony rok temu w Nowej Zelandii to wynik na miarę aspiracji najbardziej doświadczonego zawodnika w naszej kadrze czy może w kolejnym sezonie podejmie on jeszcze jedną próbę walki o tytuły mistrzowskie.

W walkach drużynowych sięgnęliśmy po brązowy medal przegrywając w półfinale ze Słowenią. Przegraliśmy z gospodarzami w kontrowersyjnych okolicznościach. Czy musieliśmy przegrać. Jestem przekonany, że mamy lepszą od Słoweńców drużynę i w kolejnych pojedynkach nie możemy nawet brać pod uwagę ewentualnej porażki z ekipą Barady.

Podsumowując. Po mistrzostwach wielu trenerów składało nam gratulację. To oczywiście było bardzo satysfakcjonujące. Ja jednak mam olbrzymi niedosyt choćby ze względu na Maćka i Kamila, którzy byli w takiej formie, że z Mariboru powinni przywieźć złote medale podobnie jak drużyna męska w walkach. Tyle w temacie startu.

Na chwilę zatrzymam się przy osobie głównego organizatora mistrzostw Tomasza Barady. Jak wszyscy wiemy przed laty wybitny zawodnik. Po ostatnich mistrzostwach w opinii wielu kontrowersyjny trener. Trener Dolecki pisał o negatywnej „społecznej ocenie" jego determinacji w wygrywaniu dla swoich zawodników kolejnych medali. Czy wykorzystywał luki w przepisach, czy oszukiwał, czy zachował się nie uczciwie. Nic z tych rzeczy. Wykazał się wielokrotnie znajomością przepisów i przytomnością umysłu. Dla mnie te wszystkie opinie to zwykłe biadolenie przegranych. Co wspólnego z nieuczciwością ma zdjęcie polskiego sędziego przed walką z naszą drużyną, czy oprotestowanie zaliczenia techniki, która w jego ocenie była niekontrolowana jest nieuczciwe. Czy nieuczciwie zachował się również polski trener kiedy oprotestował zaliczenie kopnięcia po którym przeciwnik Polaka przewrócił się. Ta sytuacja w pojedynku z Polską spowoduje, że coraz więcej trenerów będzie reagowało na zaliczenia technik dwit i bandae. Większość uderzeń i kopnięć w TKD zadawanych jest bez kontroli wzroku. Czy dziewczyny uderzając nie zamykają oczu, czy Katya Solovey we wszystkich swoich dwitach patrzy za siebie. Czy sędziowie punktowi błędnie zaliczają wspomniane techniki. Mam nadzieję, że coraz większa ilość protestów wyleczy niektórych sprawiedliwych z nad interpretowania przepisów.

Po mistrzostwach jak co roku rozgorzały dyskusję nad różnicami między Taekwon-do ITF a Taekwon-do PZTKD. Oczywiście jak zwykle za głównych winowajców uznano polskich sędziów, którzy pozwalają na silny kontakt, punktują uderzenia ręką z ziemi i nie chronią dobrych technicznie zawodników przed walecznymi, twardymi rzemieślnikami. Tym razem nie przyłączę się do tej opinii.

Po trzech miesiącach pracy z kadrą z całą stanowczością uważam, że to my szkoleniowcy a nie sędziowie powinniśmy się w końcu uderzyć w pierś. Również Ci, którzy tak boleją nad rozejściem się rywalizacji krajowej i międzynarodowej bo dzisiaj to nie jest już kwestia kilku różnic ale mówimy o dwóch różnych dyscyplinach. Żeby to dokładnie zrozumieć to podczas walk w Słowenii należałoby stanąć przy macie i zwrócić uwagę co punktują sędziowie i na co pozwalają planszowi. Dlaczego osoby obecne w Mariborze tak łatwo zbywają odpowiedzialność z siebie. Dlaczego na zawodach kiedy walczą z wysokim dobrze wyszkolonym zawodnikiem, który dzisiaj jeszcze nie jest wielkim wojownikiem za wszelką cenę chcą mu „wpierdzielić". Dlaczego nie wrócą do klubu i całkowicie nie przewartościują szkolenie nawet za cenę wyników w kolejnych zawodach. Dlaczego zamiast atrakcyjnego łapa, łapa dollyo nie pomęczą swoich podopiecznych ćwiczeniami przede wszystkim na nogę wykroczną. Nie chodzi tylko o zakres umiejętności. Chodzi przede wszystkim o naturalną selekcję. To co proponujemy na treningach determinuje materiał ludzki jakim później dysponujemy. Potrzebni nam są zawodnicy szczupli, wysocy na poziomie juniora młodszego nawet zapóźnieni fizycznie tak aby w naturalny sposób nie byli predestynowani do bójek na macie. Przede wszystkim inteligentni, świadomi tego co robią tak aby start w zawodach nie był dla nich tylko lekiem na młodzieńcze kompleksy. Od trzech lat jeżdżę do Holandii na zawody. Jakimi płaczkami również w walce z Polakami byli jeszcze kilka lat temu dzisiejsi juniorzy ze Słowenii. Dzisiaj trudno w to uwierzyć.

Przyszedłem do Taekwon-do ze sportu. Nie zapisałem się na sztukę walki. Przyszedłem na salę do KKSW Lubin bo spodobały mi się zawody TKD jakie miałem okazję oglądać. Dosłownie wychowałem się na sali wielosekcyjnego klubu Gwardia Wrocław. Od czternastu lat pracuję na wyższej uczelni poznając metodykę i systematykę blisko dwudziestu dyscyplin w ramach jedenastu przedmiotów jakie miałem okazję prowadzić. Zostałem wybrany trenerem kadry na cztery lata. Przed podjęciem się tego wyzwania nie zdawałem sobie sprawy z tego co mnie czeka. Nie przypuszczałem, że na tym poziomie spotkam zawodników, którzy co rusz będą mi oznajmiali „na tą stronę trenerze to nie da rady, nigdy nie robiłem skrótu na prawą rękę, nie potrafię slajdu na lewą nogę, obrót to tylko na prawą". Codzienność na kadrze to nauka wyprzedzenia ręką w yop, nauka różnych wariantów dwit, slajdów itd. Wiem jak to wygląda ze strony zawodników. Stawarz na każdym kroku się przyczepia a przecież oni wygrywają krajowe zawody. Przecież na zawodach zdobywają punkty. Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć jak wielka jest różnica między trenowaniem zawodnika a szkoleniem zawodnika. Ilość nie przechodzi w jakości. Najważniejsze motto każdego szkoleniowca - zero złych powtórzeń na treningu. Wiedza, świadomość przyczynowo-skutkowa i jeszcze raz wiedza potem sprawność ogólna, sprawność specjalna i oczywiście sprawność wysiłkowa jest gwarancją wysokiego wyszkolenia w każdym sporcie. O zawodnikach, których spotkałem na kadrze mogę wypowiadać się w samych superlatywach. Zaangażowanie, zapał i sumienność naszych reprezentantów są na miarę mistrzów Świata. Wielu trenerów pewnie już się na mnie śmiertelnie obraziło. Trudno taki już mój los. Na usprawiedliwienie nas wszystkich podkreślę jeden fakt. Doczekaliśmy się wielu publikacji, zresztą bardzo ciekawych. Do dzisiaj jednak nie dorobiliśmy się tej najważniejszej dotyczącej walki sportowej, techniki sportowej i metodyki jej nauczania. W pływaniu, w narciarstwie, w boksie, w judo, w taekwondo WTF mamy takich książek bezliku. Oczywiście nie mam zamiaru walczyć z wiatrakami. Mogę tylko namawiać do przeniesienia pewnych akcentów w pracy w klubach. Mogę tylko uprzedzać, że będzie coraz więcej przypadków kiedy zawodnicy wygrywający w Polsce nawet nie zbliżą się do Kadry. Do Mariboru zabraliśmy Konrada Wosia i Mateusza Mroza. Wszyscy wiedzą jakie na mistrzostwach osiągnęli wyniki. Mistrz Europy Seniorów na ostatnich Mistrzostwach Polski Juniorów był dziewiąty a Wicemistrz Europy Juniorów ostatni czyli siedemnasty.

Przy okazji przygotowań do zawodów w Słowenii bardzo wiele działo się w przestrzeni wirtualnej. Dostało się trenerom kadry, dostało się również zawodnikom. Od lat w PZTKD mamy całą armię oszukanych trenerów, oszukanych zawodników. To blisko 20 lat jak niektóre kluby co róż doznają upokorzeń ze strony rządzącej kliki. Dziw aż bierze, że dalej są członkami PZTKD. To, że się jeździ po trenerach to naprawdę zupełnie normalna sprawa. Natomiast wypowiedzi takie jak:

- A już stwierdzenie, że w plusie nie będzie łatwo o medal jest po prostu rozbrajające.

- Z takim składem - sukcesem będzie chociaż jeden medal i to zaledwie brązowy w walkach indywidualnych, czy drużynowych - ale nieukrywany i bardzo subiektywny optymizm trenerów jest rozbrajający.

- Kto to jest Paweł Dąbrowski?

pozostawiam powyższe opinie bez komentarza ponieważ są najlepszą wizytówką ich autorów.

Po mistrzostwach rozgorzały kolejne dyskusje nawiązujące do sytuacji z lat ubiegłych. Brak odpowiedzialności za decyzję, brak asertywności, brak transparentności z jednej strony i z drugiej zawiła, niezrozumiała przynajmniej dla mnie interpretacja plus zaskakująca nieufność to wszystko źródło totalnych nieporozumień. Co stoi na przeszkodzie dorosłym osobą aby porozmawiać uczciwie w cztery oczy, zadzwonić lub przynajmniej napisać wiadomość. Nie wiem. Nie mam najmniejszego wpływu na to jak interpretowane są moje wypowiedzi. Jak Darek Idzikowski odnalazł w mojej wypowiedzi odniesienie do sytuacji w Nowej Zelandii nie mogę zrozumieć. Wszyscy z Legnicy i z Dolnego Śląska wiedzą jak bardzo zwracam uwagę na wygląd zewnętrzny czy zachowanie zawodników szczególnie na posiłkach bo tego młodzi Polacy jeszcze muszą się uczyć, czego niezliczone dowody mieliśmy w przeszłości. Jaka jest sprzeczność pomiędzy stawianiem wymagań, respektowaniem zasad a szacunkiem do podopiecznego. Trener, któremu zależy na akceptacji za wszelką cenę, za cenę skuteczności, za cenę egzekwowania podstawowych obowiązków przez podopiecznych jest nie tylko beznadziejnym szkoleniowcem ale przede wszystkim beznadziejnym wychowawcą. Komu rzekomo miało zależeć na zakończeniu karier sportowych przez wieloletnich utytułowanych kadrowiczów. Przypisywanie wymagającym przełożonym złych intencji to zwykły infantylizm. Oczywiście każdy trener, każdy zawodnik jest tylko człowiekiem i przez całe życie skazani jesteśmy na ewentualne pomyłki. Zamiast zawiłych interpretacji kilka faktów. Ubiegłoroczne pismo trenerów do Zarządu PZTKD w sprawie Nowej Zelandii w tym i oddalenia się ze zgrupowania Adama Szulca było w ocenie członków Zarządu zupełnie niepotrzebne. Zarząd stał na stanowisku, że jeżeli zachowanie zawodników trenerzy uznali za naganne to powinni samodzielnie w ramach kadry wyciągnąć wobec nich ewentualne konsekwencje. W sytuacji kiedy tylko dwóch członków Zarządu było świadkami owych sytuacji nie pozostawało nic innego jak poprosić zainteresowanych zawodników i trenerów o wyjaśnienie. Pisma wysłane zostały do Wrocławia, do Olsztyna, do Ciechanowa i Częstochowy. Na początku lipca dostaliśmy odpowiedzi od zainteresowanych. Trenerzy kadry wyraźnie podkreślili w odpowiedzi, że nie zamierzają wyciągać konsekwencji wobec braci Idzikowskich podkreślając jednocześnie ich dotychczasowe zasługi dla kadry. Zawodnicy przysłali swoje stanowisko w tej sprawie. Pismo był bardzo emocjonalne, bardzo krytyczne wobec trenerów. Tych samych trenerów, których jeszcze dwa lata wcześniej Darek Idzikowski podczas naszego pobytu w Buenos Aires w rozmowie ze mną chwalił, szczególnie podkreślając ich świetne relacje z zawodnikami. W tej sytuacji co innego Zarząd miał uczynić. Zawiesić zawodników za szkalowanie trenerów czy zwolnić trenerów za skalę zarzutów przedstawionych w liście. Cała sprawa po odpowiedzi trenerów Korzybskiego i Wąchały stała się dla Zarządu bezprzedmiotowa. Dlaczego Darek i Tomek uznali, że są w zawieszeniu i nie przyjechali na mistrzostwa Polski, na których mieli obowiązek wystartować w związku z umową stypendialną jaka ich obowiązywała to już wiedzą tylko sami zainteresowani. Po tym jak bez usprawiedliwienia zabrakło ich w Rybniku Związek powinien odstąpić od umowy stypendialnej. Stypendia dla obu zawodników zostały wypłacone do końca obowiązującej umowy. Dlaczego w artykule po mistrzostwach Europy pojawiła się informacja o zakończeniu kariery przez Darka i Tomka. Pewnie dla wielu osób stało się oczywiste, że skoro od lutego obu zawodników zabrakło na wszystkich krajowych turniejach w tym i zawodach mistrzowskich to nie są już zainteresowani startami w kadrze narodowej. Tak wygląda cała historia w oparciu o wiedzę jaką ja posiadam.

Na zakończenie. W roku ubiegłym kilku zasłużonych kadrowiczów zakończyło swoje starty w Reprezentacji Polski. Myślę, że bezwzględnie najbliższe XXV Mistrzostwa Polski są niepowtarzalną okazją podziękowania im za te wszystkie lata wyrzeczeń, poświęceń, niezapomnianych chwil sukcesów polskiego TKD, których nam przysporzyli. Przypominam sobie, że chyba tylko raz podczas Międzypaństwowego Meczu TKD w Legnicy w 2004 roku takie podziękowania zostały wręczone Tomkowi Pilarzowi i Katarzynie Żołędziewskiej-Jężak. Myślę, że najwyższa pora na kolejne szczere dowody wdzięczności.