
Poniższy artykuł nie będzie typową oceną startu naszych podopiecznych w tegorocznych mistrzostwach Europy. Na prawdziwe podsumowanie naszych wysiłków przyjdzie czas po Mistrzostwach Świata w Benidorm. Po zawodach w Mariborze przyszedł za to czas na refleksję, przemyślenia i być może na dość zdecydowane przewartościowania w dotychczasowej rzeczywistości, dla których oczywiście muszę znaleźć sojuszników. Jeżeli organizacja pracy w reprezentacji, świadomość zawodników i trenerów nie ulegnie zmianie, to pozytywne symptomy w starcie naszych kadrowiczów podczas ostatnich mistrzostw mogą okazać się tylko chwilowe. Postawię retoryczne pytanie. Czy chcemy naprawdę być coraz lepsi czy tylko trwać i pozorować swój rozwój. Czy zawodnicy będą dalej trenować regularnie, nie tylko w doboku, nie tylko na sali i na macie. Zaczną trenować dla siebie, dla swoich kompetencji a nie tylko dla świętego spokoju bo na kadrze z ilości treningów ktoś nadgorliwy ich w końcu rozliczy. Już po wstępie widzicie, że mój artykuł będzie zupełnie inny niż poprzednie dotyczące mistrzostw. Nie jestem zainteresowany trwaniem na stanowisku trenera kadry przez najbliższe lata. Zdecydowałem się na objęcie tej funkcję tylko z przekonania, że uda mi się zatrzymać „trwanie" polskiego Taekwon-do. Brak regularności, brak systematyczności, brak konsekwencji to nie zagrożenie dla wyników kadry, to przede wszystkim zagrożenie dla całego Związku. Zawodnik najpierw zaczyna trenować nieregularnie, potem sporadycznie, potem okazjonalnie a następnie znika bezpowrotnie z sali. Dlaczego o tym piszę. Bo chciałbym spotkać na kolejnych zgrupowaniach zawodników tak przygotowanych jak w Zakopanem i nigdy więcej tak zapuszczonych jak w lutym w Spale.